.
Oczywiście na początku entuzjazm jest największy i w miarę upływu czasu zmniejsza się proporcjonalnie do zdobytej wiedzy i doświadczenia...nigdy jednak nie gaśnie (mam nadzieję ;-)). Kraj ten ma tyle wspaniałości w sobie, że ciężko jest się nim znudzić. Daje nie tylko radości w obcowaniu z osobami z różnych części globu, ale również wrażeń dostarczanych przez samych Turków.
Zawsze lubiłam romanse. Nie tyle uczestnictwo w nich we własnej osobie (chociaż to oczywiście też, bo kto tego nie lubi...), co raczej rosyjskie powieści typu "Anna Karenina", seriale typu "Beverly Hills, 90210", a nad wyraz wszystko kocham słuchać opowieści z pierwszej (bądź drugiej) ręki o zabarwieniu romansowym.
Dziś zapodam wam jedną z tych "alanijskich" historii. Tak więc drogie dziadki, usiądźcie wygodnie i słuchajcie, tylko uważnie, bo nie będę powtarzać.
W pewnym kraju, za 3 morzami, wieloma górami, w małym miasteczku (tak na ok. 100 tyś. mieszkańców), gdzie słońce świeci jak diabeł w sierpniu, a w listopadzie jak mały diablik, gdzie półwysep wcina się w morze, a na jego wierzchołku są ruiny starego zamku, tam właśnie wydarzyła się ta historia. Miasto to słynie z cudownej pogody i jeszcze bardziej cudownych lokalnych chłopców, dlaczego też wiele dziewcząt i kobiet wybiera ten raj na spędzenie swego urlopu. Taki wybór tez podjęła Ania, gdy wraz z koleżanką wybierała kraj wakacyjnego wypadu. Przelot odbył się gładko, transfer z lotniska tak owoż. Dziewczęta podjechały pod hotel wspaniały, wciągnęły bagaże do środka i oczom ich ukazał się ON. Recepcjonista. Cudowny, opalony, umięśniony, z białymi ząbkami. Nie dały po sobie poznać zachwytu, który wypełnił ich ciała i radości z dobrze podjętej decyzji o wyborze kraju. Jednak recepcjonista nie potrzebował nic poznawać, on po prostu wiedział, że robi dobre wrażenie, przecież musi. Taka praca. A turystki, choć ładne to przecież raz są, a raz ich nie ma, przyjeżdżają i odjeżdżają. Ania z Ewą udały się do pokoju, szybko wskoczyły w stroje kąpielowe i ruszyły nad morze. Już w czasie tej 400 metrowej podróży zostały zaczepione kilka razy przez młodych Turasków, którzy gotowali się aby poznać tak wspaniałe dziewczyny. Niestety nie wszyscy z nich znali angielski, o polskim nie wspominając, więc kontakty ograniczały się do zapytania "How are you?" i "What's your name?". Już po 2 godzinach dziewczyny dosyć miały tubylczych amantów, wróciły więc do hotelu, bo i pora była obiadowa. Traf chciał, że w czasie obiadu w oko kelnerowi wpadła Ewa. Kelner koniecznie chciał się z nią umówić na wieczór, niestety bariera językowa znowu okazała się problemem. Poprosił więc recepcjonistę o pomoc. Plan był prosty: pójdą we czwórkę, Ewa będzie dla mnie, Ania dla ciebie. Sam nie mógł iść z Ewą, bo jakby się z nią dogadał? A tak tłumacz zawsze pod bokiem...na początek oczywiście, bo potem to będzie niepotrzebny, wystarczy parę drinków. Recepcjonista choć niechętnie, zgodził się w końcu. Następnego dnia miał wolne, więc co mu szkodzi pomóc koledze. Jak postanowili, tak zrobili. Dziewczęta nie wahały się długo z podjęciem decyzji, wiadomo, recepcjonista na samym początku wpadł im w oko. A kelner...no cóż, niech idzie też. Dyskoteka była pełna. Pełna seksu, Rosjanek i alkoholu. Kelner kupił kilka drinków Ewie, recepcjonista Ani. Mało rozmawiali, królowały tańce i mowa ciała. Ewa polubiła kelnera, choć ciężko było się dogadać...ale w sumie po co mówić, można się przytulić. Recepcjonista z Anią tez poczuli mięte do siebie. Do hotelu wrócili nad ranem. Ania była zmęczona i upojona, Ewa miała jeszcze siły pójść na plaże z kolegą. To co działo się z Ewą na razie nas nie interesuje, powrócę do tego wątku w następnym poście. Interesuje nas Ania. Otóż wbrew oczekiwaniom recepcjonisty okazała się "porządną" dziewczyną i prócz całowania nic nie zaszło. Od tego czasu wychodzili co wieczór, dużo rozmawiali. Pokazał jej miasto, oprowadził po ruinach zamku i czerwonej wieży. Przed jej wyjazdem kupił pierścionek, na pamiątkę tych dni. Oboje czuli, że ten tydzień to dla nich za mało, ale co zrobić. Ona musi wrócić na studia, on nie ma pieniędzy na bilet do Polski, o wizie nie wspominając. Pozostał im MSN. Cały rok pisali do siebie, wyznawali miłość, tęsknili. Związek był nieskonsumowany, więc tęsknota była tym głębsza. Recepcjonista był uczciwym Turkiem, nie miał innej na boku, zakochał się naprawdę w tej polskiej dziewczynie. Ania przyjechała ponownie w następnym sezonie, tym razem na 2 tygodnie. Po tych 2 tygodniach recepcjonista oświadczył się. Po wakacjach Ania wróciła do Alanyi już na dłużej. Jako przyszła żona zamieszkała z recepcjonistą i szykują się do ślubu. Koniec opowieści.
Ta historia zakończyła się szczęśliwie, z happy endem. Oby tylko do ślubu nic im nie pękło. Powodzenia!!!
